Pierwszy styczniowy sztorm

Nowy rok przywitaliśmy hucznie (testując czerwone ratunkowe race spadochronowe),  według kalendarza zima można powiedzieć w pełni, choć ostatnimi laty śniegu raczej zbyt wiele nie ma ale w końcu, po kilku tygodniach względnego spokoju dotarł do naszej przystani solidny jesienno-zimowy sztorm – kilkadziesiąt godzin dość silnego wiatru (8-9 stopni Beauforta) z północy wywołało wysokie (podobno 6m) fale i spowodowało konkretną cofkę między innymi na Wiśle Śmiałej, wg. wodowskazu przybyło ponad metr wody. Jak widać na zdjęciach zalany został teren przystani, nie jest przyjemnie. Zdjęcia z kamery TASK oraz z serwisu Windy.

Jak dotrwać do wiosny, czyli pomysły na kolejny sezon…

Zima, okres kiedy jedyne co mamy do robienia to zaglądanie w oko kamery czy łódka nadal stoi na swoim miejscu i nic się nie stało plandece. Czas spędzony na planowaniu nowych usprawnień, uczeniu się teorii żeglowania 'od podstaw’, bo jednak inaczej żegluje się w załodze u kogoś, a inaczej będąc kapitanem samemu u siebie….

Dojeżdżają kolejne zamówienia, nowe liny, komplet amortyzatorów do cum, (we wrześniu kupiłem jeden 'na próbę’, i faktycznie, jest kolosalna różnica kiedy stojąc na Helu przy sporym zafalowaniu jacht przestał 'szarpać’ cumy, po eksperymencie nie było już dylematów), dotarły wspomniane we wcześniejszym wpisie nowe bloczki zwrotne, stare Barbarossy, trzeba przyznać jakości dobrej bo 30 lat na pokładzie przetrwały, ale żeby nie sprawdzać kiedy się rozsypią wymienimy je na nowe, zobaczymy jak poradzi sobie Lewmar. Dojechał nowy odbiornik nawigacyjny – tu wybór padł na rozwiązanie firmy Raymarine – ploter Axiom. W oryginale odbiornik był zainstalowany wewnątrz kabiny na biurku nawigatora ale po dłuższym zastanowieniu postanowiłem zainstalować go w kokpicie, na ściance obok zejściówki, zobaczymy jak to się sprawdzi w użyciu, do nawigowania z kabiny będzie tablet sprzężony z Axiomem, w warunkach testowych w domu działa to całkiem sprawnie, zobaczymy jak sprawdzi się w rejsie. Pozostała elektronika również zamówiona – nowy wiatromierz, głębokościomierz, log, nadajnik/odbiornik AIS klasy B, zaraz po nowym roku powinien przywieźć lekko opóźniony Raymarinowy Mikołaj 😉 Kwiecień zapowiada się bardzo intensywnie.

Zima…

I nadszedł ten dzień, trzeba przestawić się pod dźwig i wyciągnąć na zimę z wody, rozpoczęliśmy o 7, skończyliśmy o 16, bite 9 godzin ciężkich fizycznych prac – ostatnie prace klarujące na wodzie, dźwig, mycie dna, ustawianie na stojaku, ustawienie stojaka na parkingu (swoją drogą, da się zrobić szkodę parkingową na samochodzie jachtem, na szczęście udało się uniknąć ale ciekawe czy OC takie coś obejmuje), potem plandekowanie i…. do domu, koniec sezonu 2018 🙁

Ostatni rejs w sezonie

Szybko nadszedł kolejny weekend, po poprzednim kiedy z przyczyn pogodowo/załogowych Floccus został w marinie w Gdyni teraz udało nam się wyrwać z pracy w czwartek i pognać nad morze z zamiarem skorzystania z dwóch ostatnich dni żeglowania a potem – w niedzielę i poniedziałek – wyciągnięcia na ląd i przygotowania do zimowania. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie zabrał 'nowych zabawek’ które chciałem przetestować – z przygodami dojechała nowa szyna prowadząca z wózkiem do talii grota – Lewmar, nie da się ukryć, czuć jakość wykonania i zdecydowanie wygodniej się na niej pracuje, wymiana starej szyny wymagała co prawda połamania ręki w dwóch miejscach żeby jedną ze śrub mocujących dokręcić, ale jest, udało się, wspólnymi siłami nowy osprzęt założony.
Sam dojazd do Gdyni to jednak też przygoda – najpierw busem do Górek, tam korzystając z uprzejmości bosmana 'okazją’ do Gdańska, tu w tramwaj na dworzec PKP żeby złapać SKMkę, a potem to już prosto, kolejką do Gdyni, i tam ostatnie dwa kilometry piechotą do mariny, gdzie w marinie czekał na nas bezpiecznie przycumowany jacht 🙂 Jeszcze tylko zrobić ciepło i można iść spać.

Pobyt w Gdyni bez wycieczki do sklepu żeglarskiego uważa się za nieważny (to obowiązkowy punkt programu na równi z wycieczką na gofry), więc od razu przymiarki nowych bloków zwrotnych – Lewmar, a jakże, trochę przewymiarowanych, na linę 14mm gdyby kiedyś zaszła potrzeba ręcznie na kabestan linę kotwiczną nawijać, na co dzień będzie większy porządek w szotach foka, w końcu wrócą 'na swoje miejsce’ [pisząc te słowa kilkanaście dni później nowe bloki już leżą w kartonie opisanym 'do założenia wiosną’]

Trzy dni minęły jak zawsze szybko, kolejne kilkadziesiąt mil przepłynięte…

Rejs dziecinny…

A może raczej dziecięcy, ale nie, dziecinny bo z dziećmi, jak to zwykle 'u nas’ bywa, decyzja o wyjeździe zapadła o 14:30, szczęście w nieszczęściu że z pakowaniem doszliśmy już niemal do perfekcji i o 16:20 w piątkowe popołudnie pędziliśmy autostradą (z przepisową prędkością 140kmh oczywiście, nie inaczej, absolutnie) w kierunku Zatoki. Za plecami trójka małoletnich a przed nami – eksperyment – czy dzieci zaaklimatyzują się na jachcie, czy jacht zaaklimatyzuje się do dzieci, i chyba najważniejszy – czy my to jakoś przetrwamy… (dla ciekawych odpowiedzi brzmią następująco: tak, tak, zdecydowanie nie!!!!)

Sobota powitała nas pięknym wiatrem SSW więc obraliśmy kierunek Gdynia, posadziliśmy na sterze małą załogę i po kilku godzinach cieszyliśmy się lodami obok ORP Błyskawica.

Niestety, kolejny dzień okazał się skomplikować nam delikatnie logistykę – wiatr odkręcił na SE i stał się zauważalnie mocniejszy, do tego na zatoce wybudowała się niesympatycznie wysoka fala od południa – czyli prosto z kierunku w który mamy w planach płynąć. Będą samemu pewnie nawet byśmy się nie zastanawiali zbyt długo i popłynęli, ale zdecydowanie nie chcieliśmy zepsuć dzieciom fajnych wrażeń z weekendu, nie ma sensu ich sprawdzać czy zachorują na chorobę morską, a w zasadzie – kiedy zachorują, bo na takiej fali to wyłącznie kwestia czasu, a to na pewno by je zniechęciło na długi czas do żagli.

Wobec tego – ja odbyłem przyśpieszony kurs logistyki transportu w Trójmieście, (aby dostać się z Gdyni do Górek trzeba być bardzo bogatym, i pojechać taksówką za jedyne 200 złotych, albo wykazać się wytrzymałością, jadąc w sumie czterema środkami komunikacji miejskiej, ale za to za złotych piętnaście) i już po trzech godzinach byłem z powrotem samochodem. Finalnie – Floccus został w Gdyni na gościnnych występach a my pojechaliśmy do domu, stosunkowo o czasie. Patrząc na sytuację z fotela w domu, była to bardzo słuszna decyzja, dzięki temu dzieci już pytają 'tatusiu, kiedy znów pojedziemy na łódkę’.

© ATONE Krzysztof Kretkiewicz 2019