Sezon uważa się za otwarty !!!!! (w końcu)

My tu gadu gadu, a mimo wirusa udało się ruszyć na wodę. Po weekendzie majowym otwarto marinę, i nastąpiło hurtowe wodowanie jachtów, a my, niby już dawno zwodowani ale jeszcze nie opływani, pierwszy rejs 'dwu osobowy’ zgodnie z obecnymi wytycznymi zdrowotnymi 🙂 Odwiedzony Hel, Gdynia, Gdańsk, jejku, jak miło wrócić na Zatokę i na nasze Polskie morze…

Nowy żagiel robi robotę. Ja wiedziałem że będzie lepiej, ale nie sądziłem że aż tak lepiej. Prędkości ponad 6 węzłów z wiatru 12-13 węzłów… bajka

Misja ratunkowa…

Pamiętacie nasz odbijacz który odpłynął podczas ostatniego sztormu, ja pamiętałem, więc przy pierwszej nadarzającej się okazji wybrałem się na jego poszukiwania… i oto on, cały i zdrowy, po kilku tygodniach leżenia w trzcinach wrócił uratowany do domu. Przy okazji zdobyłem nową umiejętność – pływanie pontonem z jednym pagajem. Wniosek i uwaga tylko taka – z wiatrem jest ok, pod wiatr jest nie ok, bardzo nie ok.

W marinie cisza i spokój, przez korona-wirusa nic się nie dzieje, mimo tego że jest połowa kwietnia to 90 procent jachtów stoi jeszcze na lądzie, za to woda w zatoce zrobiła się tak krystalicznie czysta, że gdyby nie temperatura (pewnie w okolicy zera, nie sprawdzałem, ale to Bałtyk, on zawsze ma temperaturę zbliżoną do zera, nawet w lipcu) to człowiek chciałby się wykąpać. Widzieliście już nową wieżę radiową przy wejściu z morza – to tak wygląda z bliska, już nie będziemy wracać 'na wiatrak’, teraz będziemy mogli trafiać do domu na 'wieżę’. Fajnie.

Z prac pokładowych – wymieniłem stopery na nowe o których wspominałem w poprzednim wpisie, o jak to pięknie i wygodnie teraz pracuje 🙂

No i jeszcze najważniejsze, odwiedził nas kot, i na kilka dni zamieszkał, zaadoptował sobie poduszkę i czuł się jak u siebie w domu.

Niestety, wszystko co dobre się szybko kończy, nie udało się popływać, obostrzenia wirusowe w ruchu na Zatoce są takie, że po prostu nie wolno wychodzić z portu i tyle, ale kilka dni spokojnego życia na pokładzie pozwoliło naładować akumulatorki na kolejne tygodnie w pracy.

No to jesteśmy na wodzie, tylko co dalej…

Przygotowanie do sezonu skończone. Wszystkie zaplanowane prace ogarnięte. A jacht na lądzie. Pewnego dnia pojawiła się możliwość zrzucenia go do wody, szybka decyzja, jedziemy i wodujemy, żeby już było zrobione. No i jak wymyśliliśmy tak się stało, w miniaturowej obsadzie, udało się jacht zwodować i kilka dni w marinie przy kei spędzić. Oj jak tego brakowało. Prace porządkowe, odkurzanie, zmywanie, skręcanie instalacji wodnej, czyszczenie wszystkiego co się da i chęć po prostu 'posiedzenia w spokoju’ wygrały z pływaniem, no i jeszcze robienie doktoratu z wymiany wkładek w sztywnym sztagu bez konieczności odpinania go od masztu, zakończone całkowitym sukcesem (jak by co to da się go jednoosobowo rozebrać od dołu i po sztagu wszystkie elementy ściągnąć na ziemię) 🙂

Stan na dziś, jacht gotowy do żeglugi, zatankowany, naładowany i w ogóle wszystko 'za’ i 'na’ gotowe 😉 tylko pływać nie ma jak bo zakaz wychodzenia z domu dalej niż do sklepu osiedlowego…

Kilka dni po wodowaniu przyszedł sztorm – 10oB zawiało 'nordowe’, i tak sobie siedzę, i oglądam obraz z kamery, i tak sobie patrzę, jak odbijacz się luzuje… luzuje… a potem zaczyna odpływać… i poooszedł, w trzciny na horyzoncie. Jak już nas z domu wypuszczą, to robimy misję ratunkową kajakiem 😉

A poza tym to takie nowe przyjechały, cztery 🙂 niech tylko uda się dojechać i założyć

stoper fałowy Lewmar DC1

Kwarantanna…

Sytuacja za oknem nieciekawa, zaczynając od sztormu na Bałtyku, przez dzisiejsze opady śniegu, na dość poważnej sytuacji epidemicznej w kraju o której chyba nie trzeba nic pisać.

W Górkach – marina NCŻ w której stoimy, zostanie najprawdopodobniej zamknięta na dwa tygodnie, więc plany wodowania trzeba odłożyć na moment kiedy sytuacja się unormuje. Zdrowie jest jednak ważniejsze niż hobby, cokolwiek wrocławscy studenci myślą na ten temat.

W tym miejscu chciałbym uspokoić wszystkie osoby które mają już potwierdzony czarter lub dopiero go planują w najbliższych tygodniach. Jeśli z przyczyn związanych z koronawirusem nie będziecie mogli odbyć rejsu w zaplanowanym terminie (zamknięte granice, porty, wasza osobista kwarantanna, czy cokolwiek innego o czym dziś jeszcze nie mamy pojęcia a będzie efektem dzisiejszej epidemii), wspólnie przesuniemy go na inny bardziej dogodny czas, w tym lub przyszłym sezonie, nic nikomu nie przepadnie 🙂

Na łódce wszystkie prace przygotowawcze zakończone, poskładany ster, poskładany napęd, założona śruba, nowa dławica, dno wymalowane antyfoulingiem, wszystko wydaje się być dopasowane i czekające na przegląd inspektora i wodowanie 🙂 Żagle niby mają być gotowe w środę, ale z odebraniem będą musiały poczekać, nie ma wyjścia 🙁

Kto by pomyślał że takie coś się będzie działo, no cóż, przynajmniej antyszczepionkowcy mają teraz symulację do czego prowadzi brak szczepień.

Co tam Panie nad morzem…

No i stało się to co musiało się stać, czyli pierwsza wycieczka do mariny w tym roku.

Sobotni poranek zaczął się jak zwykle, niewymuszoną pobudką o szóstej rano, tym razem jednak przemknęła myśl, że coś  pożytecznego warto by było zrobić – i może na przykład pojechać do mariny zobaczyć jak idą zimowe prace remontowe… a może jednak zostać w domu… a może jednak pojechać… a może zostać… Na szczęście zdrowy rozsądek przezwyciężył zimowe rozleniwienie i już o siódmej byłem w drodze na północ 🙂 Sama droga to temat na inne opowiadanie, więc teraz się tym nie zajmujmy, dość powiedzieć, że o jedenastej stanąłem w bramie mariny.

Zimę jeszcze trochę czuć, większość jachtów pod plandekami, po braku pustych miejsc na placu sądząc – jeszcze nikt nic dużego nie wodował, a przy kejach cumują tylko te jachty które zostały na zimę w wodzie. Nie da się ukryć – w tym roku miały łagodne warunki  pogodowe, jak tak dalej będzie wyglądała aura, to chyba na przyszłą zimę więcej jachtów zostanie na wodzie, ale, zobaczymy co będzie, jak to mówią – martwmy się etapami.

I oto jest i nasz jachcik – Floccus, zaparkowany na swoim miejscu, nie wygląda żeby się przesunął gdziekolwiek, trzeba przyznać, że z założoną plandeką wyglądaja jak wieloryb w ciąży 🙂

Zimowe prace remontowe jeszcze trwają – nie było nudy – zdjęty wał, zdjęta śruba, czekające na ponowne zamontowanie po przeprowadzonej kontroli, zdjęty ster, założony komplet nowych łożysk do linii wału napędowego, założone nowe łożyska do steru, czekająca na montaż nowa dławica, skończony remont zęzy w środku, wszystko na dnie pięknie odmalowane, kilka elementów drewnianych przeszlifowanych i polakierowanych. Było intensywnie. Jeszcze kilka dni prac przed ekipą która to wykonuje, ale podobno już w środę lub czwartek (kiedy to piszę jest niedziela) wszystkie elementy skończą wracać na swoje miejsce i jacht będzie gotowy do wodowania i nowego sezonu.

 

Więc, 19 marca wyjazd nad morze, składanie plandeki, wielkie czyszczenie na i pod pokładem, uruchamianie instalacji wodnych, gazowych i elektrycznych po zimie i 20 marca po zakończeniu inspekcji technicznej do wody – na weekendowy rejs taklowniczy.

© ATONE Krzysztof Kretkiewicz 2019