Pamiętacie nasz odbijacz który odpłynął podczas ostatniego sztormu, ja pamiętałem, więc przy pierwszej nadarzającej się okazji wybrałem się na jego poszukiwania… i oto on, cały i zdrowy, po kilku tygodniach leżenia w trzcinach wrócił uratowany do domu. Przy okazji zdobyłem nową umiejętność – pływanie pontonem z jednym pagajem. Wniosek i uwaga tylko taka – z wiatrem jest ok, pod wiatr jest nie ok, bardzo nie ok.
W marinie cisza i spokój, przez korona-wirusa nic się nie dzieje, mimo tego że jest połowa kwietnia to 90 procent jachtów stoi jeszcze na lądzie, za to woda w zatoce zrobiła się tak krystalicznie czysta, że gdyby nie temperatura (pewnie w okolicy zera, nie sprawdzałem, ale to Bałtyk, on zawsze ma temperaturę zbliżoną do zera, nawet w lipcu) to człowiek chciałby się wykąpać. Widzieliście już nową wieżę radiową przy wejściu z morza – to tak wygląda z bliska, już nie będziemy wracać 'na wiatrak’, teraz będziemy mogli trafiać do domu na 'wieżę’. Fajnie.
Z prac pokładowych – wymieniłem stopery na nowe o których wspominałem w poprzednim wpisie, o jak to pięknie i wygodnie teraz pracuje 🙂
No i jeszcze najważniejsze, odwiedził nas kot, i na kilka dni zamieszkał, zaadoptował sobie poduszkę i czuł się jak u siebie w domu.
Niestety, wszystko co dobre się szybko kończy, nie udało się popływać, obostrzenia wirusowe w ruchu na Zatoce są takie, że po prostu nie wolno wychodzić z portu i tyle, ale kilka dni spokojnego życia na pokładzie pozwoliło naładować akumulatorki na kolejne tygodnie w pracy.