Zawsze ciekawiło mnie jak zrobić coś na maszcie, niestety, jak okazało się w praktyce, w mojej kategorii wagowej do wciągnięcia na maszt potrzebnych jest kilku dorosłych i silnych współzałogantów. Jako że zazwyczaj pływamy w obsadzie jedno lub dwu-osobowej trzeba było problem odwiedzin na topie rozwiązać inaczej.
I oto jest – drabinka 🙂 nie jachtowa, dachowa, a konkretnie to dekarska, ale jak widać na obrazku mimo że nazwie nie ma 'do jachtu’ – działa jak należy.
Wejście i zejście można zrobić samemu, nawet przy dość sporym wietrze nie generuje to problemów i nie wymaga nadmiernej siły (czego nie można powiedzieć o wszelkich tematach wspinania się na linach gdzie po pierwszym wejściu trzeba pół godziny odpocząć). W końcu można coś na topie porobić bez konieczności zdejmowania całego masztu. Tu – w trakcie przymiarki do wymiany anteny VHF na nową.
Jak okazało się w praktyce, ma tylko jeden feler, po złożeniu z racji swojej długości jest dość duża. Na szczęście mieści się pod jednym z łóżek więc jej wielkość przestała przeszkadzać. Kto wie, jeśli kiedyś zachoruję na nadmiar gotówki to może kupię drabinkę dedykowaną do masztów – z taśm wciąganą w likszparę – która zajmuje mało miejsca i jest lekka, niestety, jako że ma w nazwie 'do jachtu’ to jest prawie cztery razy droższa od rozwiązania powyżej.